Aktualności

Słowo na niedzielę

Każdy człowiek chciałby być szczęśliwy. I to nie tylko przez chwilę, przez jakiś krótki czas,  ale jak najdłużej, a najlepiej - zawsze. Wiemy jednak, że tu na ziemi, wszystko, niestety, kończy się bardzo szybko, także te najlepsze i najpiękniejsze sprawy w życiu. Dziś jednak, w ostatnią niedzielę roku liturgicznego, przeżywając Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, przekonujemy się, że możemy być szczęśliwi w sposób absolutnie doskonały. To znaczy, że  naszym udziałem może być szczęście, którego nam nikt i nic, nigdy nie odbierze. Możemy być zbawieni na wieki. Szczęśliwi bez końca.  Naszym królem bowiem, jest Jezus Chrystus, Boży Syn. On pokonał śmierć, gdy umarł na krzyżu i zmartwychwstał. Jest Panem czasu i historii.

Jego Królestwo nigdy nie przeminie. Do Niego należy ostatnie słowo. Liturgia mówi, że Jezus jest Alfą i Omegą, czyli początkiem i końcem. Przez Niego stało się wszystko, co istnieje i On będzie sądził wszystkie narody na końcu świata. Ci, którzy zostaną uznani za godnych przebywania z Nim, otrzymają tę najwspanialszą nagrodę w niebie. On dla swoich wiernych i kochających przyjaciół przygotował Niebieskie Królestwo. Trzeba tylko wypełnić jeden warunek. Trzeba zdać tylko jeden egzamin. Jaki egzamin? Gdyby uczeń wiedział o co zapyta go nauczyciel, gdyby student przewidział, czego będzie wymagał profesor, to egzamin byłby łatwy, a otrzymana ocena – zapewne wysoka. A jak będzie wyglądał egzamin, który musimy zdać  przed Jezusem? O co będzie pytał Zbawiciel? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziemy w Ewangelii dziś czytanej. Przypomnijmy sobie jej zasadniczą treść. Oto Pan Jezus, Król Wszechświata, gromadzi przed swoim tronem wszystkie narody, wszystkich ludzi. Jednych stawia po prawej stronie i mówi do nich: „Pójdźcie błogosławieni, weźcie w posiadanie moje Królestwo”. Innych stawia po lewej stronie i mówi do nich: „Idźcie precz”. Dlaczego? Co było powodem takiego podziału? Mówiąc najprościej, jedni zdali egzamin, a innie nie zdali go. A jakie były pytania? Co było decydujące? Zauważmy, że Pan Jezus w Ewangelii  nie pytał o to ile  człowiek żył lat na ziemi, ile zgromadził pieniędzy, nawet nie pytał o zawód, mieszkanie czy wpływowych przyjaciół. A o co Jezus pyta na Sądzie Ostatecznym? Tylko o jedno. O serce. O to, czy potrafiliśmy żyć nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla innych. Pyta, czy potrafiliśmy dostrzec ludzi znajdujących się w potrzebie i czy potrafiliśmy im pomóc. „Byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić, byłem chory, a odwiedziliście mnie”. To czyny zasługujące na nagrodę. Kara odrzucenia natomiast spotkała tych, którzy zamknęli swoje serce i nie pomogli bliźnim, którzy byli w wielkiej potrzebie.  Okrutnie brzmią słowa: „Idźcie precz ode mnie, (...) bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść, byłem spragniony, a nie daliście mi pić”. To nie tylko nie zdany egzamin, ale przede wszystkim duchowa katastrofa i wieczne potępienie.

Zwróćmy uwagę, że Pan Jezus mówi o tym, iż cokolwiek uczyniliśmy drugiemu człowiekowi, to uczyniliśmy Jemu samemu. To On mieszka w każdym człowieku, to On jest tym potrzebującym pomocy. Chrystus nie wymaga  rzeczy niemożliwych i nadzwyczajnych. On pyta tylko o serce. O miłość. Czy potrafimy pomóc? Czy człowiek w potrzebie jest naszym bratem? Czy nikim nie gardzimy, choćbyśmy sami byli w dużo lepszej sytuacji? I tu nie chodzi o jakąś ogromną pomoc materialną, bo nie zawsze jest to możliwe z różnych powodów, ale chodzi raczej o zainteresowanie, o odrobinę współczucia i solidarności. O odrobinę serca. Święty Grzegorz pięknie napisał: „Daj choćby jakiś drobiazg potrzebującemu, gdyż to nie jest drobiazgiem dla tego, kto potrzebuje wszystkiego, a nawet dla samego Boga, jeśli dałeś według swej możności. Daj zamiast wielkiego daru – ochotę. Jeśli nie masz nic, daj łzy; litość ofiarowana z serca to wielkie lekarstwo dla nieszczęśliwego.”

Polskie przysłowie zaś mówi: „Daje nie ten kto ma, ale ten kto chce dać”, oraz : „Nikt nie jest tak biedny, żeby nie mógł pomóc drugiemu”. 

Chrześcijanin, uczeń Chrystusa, jeśli chce wiedzieć co go czeka w przyszłości,  po drugiej stronie życia,  nie może uciekać się do pomocy wróżek, astrologów, czy innych ludzi, którzy twierdzą, że zaglądają w przyszłość. Wystarczy, że zrobi dokładny rachunek sumienia i przypomni sobie, jak postępuje wobec ludzi potrzebujących pomocy, wobec głodnych, spragnionych czy chorych, a będzie pewny co do swojego przyszłego losu. Jeśli potrafi pomagać innym, to z nadzieją, a nawet z radością, może patrzeć w przyszłość, nawet tę najdalszą, nawet poza horyzont śmierci.

W dzisiejszej liturgii ma miejsce też niezwykle piękny dialog. Rozmowa między Bogiem, który jest Królem i Dobrym Pasterzem, a Ludem Bożym i Bożą Owczarnią. Pan Bóg przez usta proroka Ezechiela mówi: „Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko. Zagubioną odszukam, zbłąkaną sprowadzę z powrotem , skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał”. Z kolei Boża owczarnia, przez pośrednictwo psalmisty, śpiewa ze wzruszeniem: „Pan jest moim Pasterzem, niczego mi nie braknie, pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach. Chociaż bym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną, i zamieszkam w domu Pana na najdłuższe czasy”. Mimo że Boga nazywamy Królem, a samych siebie uznajemy za poddanych, to nasze relacje, nasze wzajemne odnoszenie się do siebie, oparte jest na zrozumieniu i miłości.  To nie jest rozmowa Pana i sługi, ale zakochanych w sobie przyjaciół.

Jezus Chrystus jest naszym Królem. Królem Miłości wzywającym do praktykowania jej, aby dać nam udział w swoim Królestwie.